poniedziałek, 19 listopada 2012

"Skrzydła Anioła" - 3 kawałek I rozdziału




Idąc do domu Jack cały czas myślał o Alex. Zastanawiał się, jak nieznajoma dziewczyna sprawiła, że zaczął z nią normalnie rozmawiać...
- Ma w sobie to coś – odezwał się Anioł.
- To zaś ty.. bardziej namieszać nie mogłeś?
- Jak namieszać? Powinieneś mi dziękować. Bo kto sprawił że się poznaliście? No?
- Ten sam który sprawił, że wyszedłem na idiotę. Dziękuje.
- Hmm... Niby wyszedłeś na idiotę a jutro jesteś z nią umówiony.. niezłe rozumowanie.
- No ok... Może nie do końca idiotę ale... Mogła sobie pomyśleć że jestem stuknięty, że nieudolnie próbuje ją poderwać a chce spotkać tylko dlatego, żeby znowu się ze mnie pośmiać.
- Oj tam, nie histeryzuj. Słuchaj się mnie a daleko zajdziesz.
- Ta.. Podnoś sobie swoją i tak wygórowaną samoocenę jeszcze bardziej..-  powiedział. Anioł, Wzruszył ramionami, uśmiechnął się i zniknął zostawiając Jacka samemu sobie.


***

Jack poszedł na górę. Podszedł do biurka za którym stała gitara. Dzisiaj powiedział Alex że lubi grać ale.. nie ruszył jej od dnia wypadku..
- No na co czekasz? Bierz i graj.
- Nie.
- Czemu? Przecież tak to uwielbiałeś. I tak się tym chwaliłeś tej koleżaneczce..
- I dalej uwielbiam.
- To w czym problem? Boże.. I weź tu zrozum człowieka.. No nie da się.. Za Chiny za Japonię..
- To proste. Zbyt dużo wspomnień. Pamiętasz? Zawsze grając usypiałem moją siostrę. - głos zaczął mu się łamać – Często w niedziele wieczorem siadaliśmy wszyscy w salonie i śpiewaliśmy. A ja grałem. To boli.. - łzy spłynęły mu po policzku. To dalej we mnie siedzi, jest świeże. Czuje się czasem, jakby to z nimi robił jeszcze tydzień temu.
- Wiem. Ale.. może spróbuj? Słuchaj, nie możesz ciągle żyć tylko wspomnieniami. Owszem, są one ważne, ale trzeba się niekiedy od nich odciąć. Patrząc do tyłu nigdy nie ruszysz do przodu. Kochasz grę na gitarze i wychodzi ci to super. Więc graj. Nie przejmuj się wspomnieniami. Teraz myślisz że nie dasz rady. A co jeśli twoim powołaniem jest gra na gitarze? Jeśli rzucisz to teraz, nie dowiesz się, a kiedyś będziesz żałował. Wtedy będzie już za późno. Więc bierz tą gitarę i graj.
- Ale.. ja nie mogę.. nie jestem jeszcze na tyle silny..
- Zostań z tym sam, przemyśl to. Ale jeśli chcesz iść do przodu, być szczęśliwy, musisz zacząć od tych prostych rzeczy. Nie dasz rady podnieść się całkiem, gdy będzie cię przerastać zwykła gra na gitarze. - skończył Anioł i zniknął. Jack zaczął myśleć. Zastanawiał się, czy da rade grać, czy jest na tyle silny, czy sobie z tym poradzi. Wspominał te niedzielne wieczory. Wtedy był szczęśliwy. „Może grając, znowu poczuje to ciepło?”. Wziął gitarę. Nastroił. Pierwszy krok za nim. „Dasz sobie rade, to tylko gra” powtarzał w myślach. Zagrał pierwsze akordy. Przerwał. „Nie dam rady..”. „Zrób to dla rodziców, dla siostry” usłyszał. Grał dalej. „Widzisz, dajesz rade”. Miał przed oczyma wizje tych wieczorów. Zaczął podśpiewywać. Ogarnęło go ciepło. Poczuł wyraźnie ich obecność. Poczuł jak tata chwyta go za ramie. Słyszał jak mówi „Dasz sobie rade” tak samo jak wtedy, gdy dopiero się uczył. Skończył. Łzy spływały mu po policzkach.
- Jednak dałeś rade. Wygrałeś walkę ze wspomnieniami. Teraz już możesz wszystko. - usłyszał cichy głos swojego Anioła.

Następnego dnia o 6:30 zadzwonił mu budzik. „Jak można się od tego tak odzwyczaić?” Pytał sam siebie wyłączając z irytacją budzik. Wstał niechętnie z łóżka. Jednak gdy doszedł do siebie przypomniało mu się, że jest na dzisiaj umówiony z Alex. To go ożywiło do tego stopnia, ze po 20 minutach był gotowy do wyjścia.
- Ej ej, co Ci się tak spieszy? - usłyszał. - Chyba nie chodzi o spotkanie z Alex nie?
- Hmm.. sam nie wiem. Jakoś pomyślałem o niej i.. kurcze. Nie wiem jak to powiedzieć.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć że ona ci się podoba prawda?
- Nie, nie ma opcji. Owszem, jest ładna ale.. nie, to nie dziewczyna dla mnie. Zresztą. Wątpię żeby jakakolwiek dziewczyna była dla mnie... W każdym razie nie szukam teraz żadnej. Po prostu poczułem taki powier i już.
- Jezu, aż mi kamień spadł z serca.
- Czemu?
- Wiesz, biorąc pod uwagę to, ile mamy samobójców z miłości, zazwyczaj strasznie młodych oraz to że wiele osób często zakochuje się zbyt szybko, traci głowę i są potem nieszczęśliwi to.. nie chce tego samego dla Ciebie.
- Spokojnie, nie masz się o co martwić. A teraz wybacz, my tu gadu gadu a robi się późno. A nie będę z Tobą rozmawiał po drodze bo.. nie chce żeby ludzie mnie wzięli za idiotę. - powiedział po czym zszedł na dół. Zahaczył o kuchnie, pożegnał się z babcią i ruszył z stronę szkoły.


„Pierwsza lekcja – angielski. Sala nr 4. Kurcze, gdzie to może być..?” Pomyślał wchodząc do szkoły.. „Zaś potrzebujesz pomocy Alex?” usłyszał głos. „Nie, dam sobie rade sam.” odpowiedział. Ruszył przed siebie. „Ok. teraz jestem na pierwszym piętrze.. czwórka powinna być na parterze.. tylko gdzie są schody..? Cholera za duża ta szkoła..”
- Hej, Jack, nie potrzebujesz czasem pomocy? - usłyszał jak ktoś za nim się śmieje. To Alex. „No niee.. i co teraz?” pomyślał.
- Hej. Nie, nie potrzebuje – odpowiedział z uśmiechem.
- A to może i lepiej.. czyli mogę liczyć na to że mnie tam zaprowadzisz? - spytała.
- Hmm.. no raczej tak .. - „no to mam przekichane..” pomyślał.
- Ok. To gdzie idziemy?
- No wiesz.. trzeba zejść po schodach na dół.. i..yy.. tam na lewo.. a dalej.. - Przerwał mu śmiech Alex.
- Wiesz co? Przyznałbyś się że nie wiesz gdzie to jest. Chodź za mną. Znowu. No chyba że twoja męska duma na to nie pozwala..  – powiedziała śmiejąc się. Jack się zaczerwienił. „No pięknie.. zaś dałem plamę..”.


Doszli do klasy. Usiedli razem w ławce. Porozmawiali chwile po czym zadzwonił dzwonek. I tego dnia byli już nierozłączni. Spędzali razem przerwy, siedzieli razem w ławce. Jack dowiedział się, że ona też nikogo nie zna, dlatego bardzo się cieszy że go poznała.
Po lekcjach, tak jak się umówili, poszli na spacer. Był ładny i słoneczny dzień. Wybrali się do parku.
- Wiesz co.. - zaczął Jack – mówiłaś że nikogo tu nie znasz... Jak to się stało? Przecież to nie jest wielka miejscowość, ktoś z twojej starej szkoły na pewno poszedł do tego liceum. Podobno jest o wiele lepsze niż do drugie..
- No tak, jest lepsze ale.. Ja tu mieszkam od niecałego tygodnia...
- A no chyba że tak.. mogę wiedzieć gdzie wcześniej mieszkałaś?
- Na wsi. Jakieś 200 km stąd. Musiałam się przeprowadzić bo.. bo tak.
- Bo tak?
- Przepraszam, ale teraz.. nie powinieneś wiedzieć.
- Ok, ok, nie będę wnikać.
- I bardzo dobrze. - odpowiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. „No zrób coś żeby jej humor poprawić!” usłyszał.
- Idziemy na lody?
- Nie mam pieniędzy przy sobie.
- Nawet się nie wydurniaj. Ja płace. - uśmiechnął się.


Poszli do cukierni. Nie obyło się bez wygłupów po drodze. Zjedli lody i wrócili do parku. Los chciał, że nie było oprócz nich nikogo. Usiedli na ławce. Powoli zaczynało się ściemniać. Puścili muzykę. Nagle Jack zapragnął podzielić się z nią swoimi tanecznymi umiejętnościami. Zaczęli tańczyć, jednak po chwili śmiech zaczął im to uniemożliwiać. Usiedli z powrotem ale tym razem na trawie. Jack popatrzył na nią. Siedziała bokiem. Dopiero teraz zaczął się zastanawiać skąd w nim tyle odwagi, otwartości, dlaczego przy niej czuje się inaczej, lepiej. Ona działała na niego jak.. nawet nie wiedział do końca jak to określić. To wyglądało tak, jakby samym pojawiania się „wycinała” smutek i złe wspomnienia, a gdy tylko odchodzi „wkleja” je z powrotem na to samo miejsce. Nie miał pojęcia jak to robiła. Przecież znają się.. dwa dni.
- Co tak patrzysz? – spytała po chwili.
- Po prostu.. zamyśliłem się. I chciałem ci podziękować.
- Za co?
- Za wszystko. Przy tobie znikają smutek i złe wspomnienia, mogę się otworzyć i znowu żyć jak dawniej. Przynajmniej przez chwile. Póki jesteś przy mnie. Wiem, dziwnie to brzmi z ust chłopaka, którego znasz 2 dni no ale…
- Ja też Ci dziękuję. – odpowiedziała.
            Posiedzieli jeszcze chwile po czym Jack odprowadził Alex do domu. I od tej pory się zaczęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz